Polscy badacze wskrzesili kontrowersje nt. szkodliwości soli
INFORMATOR. Kraj
Fot. PAP / naukawpolsce.pl
Niska konsumpcja soli może stymulować w organizmie działanie układu hormonalno-enzymatycznego renina-angiotensyna-aldosteron, który odpowiada za zatrzymywanie soli w organizmie. Bezpośrednim tego efektem jest wzrost ciśnienia tętniczego. Może też prowadzić do pobudzenia autonomicznego układu nerwowego, odpowiedzialnego za reakcję organizmu na sytuacje stresowe (tzw. reakcja ucieczki) oraz do obniżenia wrażliwości na insulinę, co jest czynnikiem ryzyka rozwoju cukrzycy, a także chorób serca.
"W ten sposób hipotetycznie można by tłumaczyć obserwowaną przez nas zwiększoną umieralność w grupie z niskim spożyciem sodu" - powiedziała dr Skrzypek-Stolarz.
Wielu naukowców zwraca uwagę, że ewolucja przystosowała ludzi do diety ubogiej w sód - nasi przodkowie żyjący ok. 5-10 tys. lat temu spożywali go w bardzo małych ilościach. "Tak naprawdę, do podtrzymania funkcji życiowych organizmu wystarczy 0,5 grama soli" - zgadza się dr Skrzypek-Stolarz.
Wiadomo też, że w społeczeństwach żyjących np. w głębi dżungli w Ameryce Południowej spożycie soli jest niskie, a osoby te osoby nie mają związanego z wiekiem wzrostu ciśnienia tętniczego. Te i inne obserwacje stały się podstawą powszechnie akceptowanej teorii, iż jedną z przyczyn zwiększonej umieralności sercowo-naczyniowej w krajach rozwiniętych jest spożywanie dużych ilości soli.
"Nie jestem historykiem medycyny i trudno mi prowadzić takie analizy, ale na przykład w Polsce przed II wojną światową średnie spożycie soli wynosiło 25 g na dobę, a teraz 15 gram. Wynikało to m.in. z tego, że żywność była bardziej konserwowana solą, bo nie znano jeszcze lodówek" - komentuje dr Stolarz-Skrzypek.
I ZALETY
"Tym, co wyróżnia naszą pracę jest fakt, że duży odsetek uczestników tego studium jest regularnie badany. Nie zmierzyliśmy im spożycia sodu tylko raz wyjściowo, ale regularnie sprawdzamy im ciśnienie tętnicze, zbieramy dane o stylu życia, poddajemy bardziej specjalistycznym badaniom układu sercowo-naczyniowego" - tłumaczy dr Stolarz-Skrzypek.
Drugim wyjątkowym aspektem pracy jest to, że analizowano w niej wpływ spożycia soli na różne - a nie jeden - aspekty zdrowotne, jak wartości ciśnienia krwi, ryzyko nadciśnienia i zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych.
Recenzenci publikacji na łamach "JAMA" podkreślali, że w badaniach zastosowano najbardziej wiarygodną metodę oceny spożycia soli - na podstawie wydalania z moczem sodu w ciągu doby. Szacuje się, że metoda ta pozwala z ponad 90-procentowa dokładnością ocenić dobowe spożycie soli przez daną osobę.
Metody opierające się na kwestionariuszu żywieniowym - na przykład, gdy dana osoba przypomina sobie częstość spożywania danych produktów w ciągu ostatniego tygodnia, albo spisuje pokarmy konsumowane w ciągu 24 godz. - są zdecydowanie mniej dokładne. Przyjmuje się, że odzwierciedlają one w 50 proc. (a maksymalnie do 80 proc.) dobowe spożycie sodu.
W "Polityce" z 8 czerwca pojawiła się też krytyka intencji autorów kontrowersyjnych badań na temat soli. Prof. Grzegorz Opolski, krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii podkreśla, że "w ostatnich latach pojawiła się moda na badania z zaskakująca tezą, która jest sprzeczna z dotychczasowymi dogmatami". Jak napisano w artykule, takie zabiegi mają niejednokrotnie pomóc autorom badań w zdobywaniu funduszy na dalsze analizy.
"Nie mogę się z tym zgodzić" - skomentowała dr Stolarz-Skrzypek. Jej zdaniem, publikowanie wyników badań niekoniecznie zgodnych z ogólnie przyjętymi poglądami jest niezbędnym warunkiem postępu wiedzy, nie tylko medycznej. "Chciałam też podkreślić, że nasze wyniki dotyczą osób, które wiele lat obserwowano w naturalnych warunkach życia i których nie podawano w ramach tego programu żadnej szczególnej interwencji medycznej, np. nie obniżano im spożycia soli. Tym bardziej nie można więc mówić o żadnej tezie, której udowodnienie mielibyśmy w naszych badaniach forsować" - podsumowuje badaczka.
***
Publikacja zamieszczona w "JAMA" jest tylko jednym z efektów wieloośrodkowego europejskiego projektu o nazwie European Project on Genes in Hypertension (EPOGH) finansowanego za pieniądze unijne w ramach 6. i 7. Programu Ramowego. A polskie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego sfinansowało sześciomiesięczny pobyt dr Skrzypek-Stolarz w Leuven w Belgii, gdzie powstała pierwsza wersja tej publikacji.
Koordynator projektu, prof. Staessen już w latach 80. XX wieku rozpoczął obserwacje ogólnej populacji mające pomóc w identyfikacji środowiskowych i genetycznych przyczyn nadciśnienia tętniczego.
Później zdecydował się poszukać współpracowników w innych krajach europejskich. W badaniach - oprócz naukowców z Polski - biorą udział cztery inne europejskie zespoły: z Instytutu Medycyny Wewnętrznej w Nowosybirsku w Rosji, z Uniwersytetu w Padwie we Włoszech, Uniwersytetu Karola w Pilźnie w Czechach oraz Uniwersytetu w Maastricht w Holandii.
Dr Stolarz-Skrzypek rozpoczęła zbieranie danych do tego projektu w populacji polskiej już w 1998 r., jako doktorantka prof. Kaweckiej-Jaszcz.
Dotychczas dane zebrane w tym projekcie stały się podstawą kilku publikacji, z których większość dotyczy genetyki nadciśnienia tętniczego, ale są też prace na temat innych czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych oraz funkcji poszczególnych elementów układu krążenia.
W 2010 r. Uniwersytet Jagielloński uhonorował prof. Staessena tytułem doktora honoris causa za osiągnięcia w dziedzinie diagnostyki i leczenia nadciśnienia tętniczego.
"W ten sposób hipotetycznie można by tłumaczyć obserwowaną przez nas zwiększoną umieralność w grupie z niskim spożyciem sodu" - powiedziała dr Skrzypek-Stolarz.
Wielu naukowców zwraca uwagę, że ewolucja przystosowała ludzi do diety ubogiej w sód - nasi przodkowie żyjący ok. 5-10 tys. lat temu spożywali go w bardzo małych ilościach. "Tak naprawdę, do podtrzymania funkcji życiowych organizmu wystarczy 0,5 grama soli" - zgadza się dr Skrzypek-Stolarz.
Wiadomo też, że w społeczeństwach żyjących np. w głębi dżungli w Ameryce Południowej spożycie soli jest niskie, a osoby te osoby nie mają związanego z wiekiem wzrostu ciśnienia tętniczego. Te i inne obserwacje stały się podstawą powszechnie akceptowanej teorii, iż jedną z przyczyn zwiększonej umieralności sercowo-naczyniowej w krajach rozwiniętych jest spożywanie dużych ilości soli.
"Nie jestem historykiem medycyny i trudno mi prowadzić takie analizy, ale na przykład w Polsce przed II wojną światową średnie spożycie soli wynosiło 25 g na dobę, a teraz 15 gram. Wynikało to m.in. z tego, że żywność była bardziej konserwowana solą, bo nie znano jeszcze lodówek" - komentuje dr Stolarz-Skrzypek.
I ZALETY
"Tym, co wyróżnia naszą pracę jest fakt, że duży odsetek uczestników tego studium jest regularnie badany. Nie zmierzyliśmy im spożycia sodu tylko raz wyjściowo, ale regularnie sprawdzamy im ciśnienie tętnicze, zbieramy dane o stylu życia, poddajemy bardziej specjalistycznym badaniom układu sercowo-naczyniowego" - tłumaczy dr Stolarz-Skrzypek.
Drugim wyjątkowym aspektem pracy jest to, że analizowano w niej wpływ spożycia soli na różne - a nie jeden - aspekty zdrowotne, jak wartości ciśnienia krwi, ryzyko nadciśnienia i zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych.
Recenzenci publikacji na łamach "JAMA" podkreślali, że w badaniach zastosowano najbardziej wiarygodną metodę oceny spożycia soli - na podstawie wydalania z moczem sodu w ciągu doby. Szacuje się, że metoda ta pozwala z ponad 90-procentowa dokładnością ocenić dobowe spożycie soli przez daną osobę.
Metody opierające się na kwestionariuszu żywieniowym - na przykład, gdy dana osoba przypomina sobie częstość spożywania danych produktów w ciągu ostatniego tygodnia, albo spisuje pokarmy konsumowane w ciągu 24 godz. - są zdecydowanie mniej dokładne. Przyjmuje się, że odzwierciedlają one w 50 proc. (a maksymalnie do 80 proc.) dobowe spożycie sodu.
W "Polityce" z 8 czerwca pojawiła się też krytyka intencji autorów kontrowersyjnych badań na temat soli. Prof. Grzegorz Opolski, krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii podkreśla, że "w ostatnich latach pojawiła się moda na badania z zaskakująca tezą, która jest sprzeczna z dotychczasowymi dogmatami". Jak napisano w artykule, takie zabiegi mają niejednokrotnie pomóc autorom badań w zdobywaniu funduszy na dalsze analizy.
"Nie mogę się z tym zgodzić" - skomentowała dr Stolarz-Skrzypek. Jej zdaniem, publikowanie wyników badań niekoniecznie zgodnych z ogólnie przyjętymi poglądami jest niezbędnym warunkiem postępu wiedzy, nie tylko medycznej. "Chciałam też podkreślić, że nasze wyniki dotyczą osób, które wiele lat obserwowano w naturalnych warunkach życia i których nie podawano w ramach tego programu żadnej szczególnej interwencji medycznej, np. nie obniżano im spożycia soli. Tym bardziej nie można więc mówić o żadnej tezie, której udowodnienie mielibyśmy w naszych badaniach forsować" - podsumowuje badaczka.
***
Publikacja zamieszczona w "JAMA" jest tylko jednym z efektów wieloośrodkowego europejskiego projektu o nazwie European Project on Genes in Hypertension (EPOGH) finansowanego za pieniądze unijne w ramach 6. i 7. Programu Ramowego. A polskie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego sfinansowało sześciomiesięczny pobyt dr Skrzypek-Stolarz w Leuven w Belgii, gdzie powstała pierwsza wersja tej publikacji.
Koordynator projektu, prof. Staessen już w latach 80. XX wieku rozpoczął obserwacje ogólnej populacji mające pomóc w identyfikacji środowiskowych i genetycznych przyczyn nadciśnienia tętniczego.
Później zdecydował się poszukać współpracowników w innych krajach europejskich. W badaniach - oprócz naukowców z Polski - biorą udział cztery inne europejskie zespoły: z Instytutu Medycyny Wewnętrznej w Nowosybirsku w Rosji, z Uniwersytetu w Padwie we Włoszech, Uniwersytetu Karola w Pilźnie w Czechach oraz Uniwersytetu w Maastricht w Holandii.
Dr Stolarz-Skrzypek rozpoczęła zbieranie danych do tego projektu w populacji polskiej już w 1998 r., jako doktorantka prof. Kaweckiej-Jaszcz.
Dotychczas dane zebrane w tym projekcie stały się podstawą kilku publikacji, z których większość dotyczy genetyki nadciśnienia tętniczego, ale są też prace na temat innych czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych oraz funkcji poszczególnych elementów układu krążenia.
W 2010 r. Uniwersytet Jagielloński uhonorował prof. Staessena tytułem doktora honoris causa za osiągnięcia w dziedzinie diagnostyki i leczenia nadciśnienia tętniczego.
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Nowoczesne leczenie i optymizm – najlepsze antidotum na SM
- Choroba poznana 80 lat temu - wciąż nieznana. Rusza pierwsza w Polsce kampania edukacyjna dla pacjentów z ultrarzadkim nowotworem krwi: „Makroglobulinemia Waldenströma. Śladami Doktora Jana”
- Choroba Gauchera – wizytówka polskiego podejścia do chorób ultrarzadkich
- Antykoncepcja awaryjna nabiera tempa: Nowe dane Centrum e-Zdrowia
- Kardiolożka: o serce trzeba dbać od najmłodszych lat
- Ponad 600 tys. Polaków zaszczepiło się przeciw grypie
- Refundacja na papierze. Pacjentki tylko z jednego województwa mogą liczyć na leczenie zgodne z listą refundacyjną, która weszła w życie kilka miesięcy temu
- Pierwsze w Polsce zabiegi ablacji arytmii z zastosowaniem technologii CARTOSOUND FAM. „Niezwykle ważny krok w rozwoju elektrofizjologii”
- Czy starsi pacjenci otrzymają lepszą ochronę jeszcze w tym sezonie?
- Wyzwania hematoonkologii - na jakie terapie czekają polscy pacjenci?
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA