Leki obrzydliwe i dziwne, czyli rzut oka na dawną farmację
INFORMATOR. Kraj
Europejskie przedstawienie perskiego lekarza Ar-Razi w "Recueil des traités de medecine" (1250-1260) Gerarda z Kremony
Mięso zdechłej krowy, ludzkie czaszki, a nawet szczątki starożytnych Egipcjan, przed wiekami takie "lekarstwa" ordynowali pacjentom ówcześni znachorzy. Specyfikami tymi leczono m.in. epilepsję, zatrucia pokarmowe czy reumatyzm. Współczesna medycyna również nie ucieka od metod wzbudzających wstręt, np. larwami much leczy się trudne do wyleczenia rany. O lekach "obrzydliwych i dziwnych" podczas XI Toruńskiego Festiwalu Nauki i Sztuki opowiadał dr Wojciech Ślusarczyk z Zakładu Historii Medycyny i Pielęgniarstwa Collegium Medium Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Autor prezentacji "Leki obrzydliwe i dziwne, czyli rzut oka na dawną farmację" kandyduje do wyróżnienia - w kategorii Prezentacja popularnonaukowa - w VII edycji konkursu "Popularyzator Nauki", organizowanego przez serwis Nauka w Polsce PAP przy współpracy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Jak wyjaśniał dr Ślusarczyk, leki uznawane przez nas za obrzydliwe stosowano w najdawniejszych cywilizacjach: Babilonii, Chinach i Egipcie. Niektóre z nich przetrwały jednak do XIX, a nawet początków XX wieku zarówno w medycynie nieoficjalnej, jak i oficjalnej.
Dlaczego ówcześni lekarze posługiwali się kontrowersyjnymi specyfikami. "Nie znano etiologii chorób i próbowano je leczyć +po omacku+" - wyjaśniał dr Ślusarczyk.
Jedną z teorii, mówiących o przyczynach występowania chorób była tzw. teoria humoralna, autorstwa słynnego Hipokratesa. Zgodnie z nią w ciele człowieka krążyły cztery ciecze (humory): krew, flegma, żółć i czarna żółć.
"Gdy człowiek był zdrowy, te cztery humory pozostawały w równowadze, choroba oznaczała jej zaburzenie" - wyjaśniał prelegent. Zgodnie z tą logiką np. krwotoki oznaczały nadmiar krwi, którą trzeba było upuścić. Przełom w medycynie i leczeniu nastąpił dopiero w XIX w. w czasach prekursora mikrobiologii Ludwika Pasteura.
Jak radzono sobie wcześniej? Jeden z najlepszych starożytnych lekarzy Claudius Galenus - znany jako Galen - zatrucie pokarmowe leczył np. zgniłymi rybami. "Poprzez zgnojenie ryb na słońcu uzyskiwał jad trupi jako środek przeciwko biegunce" - mówił dr Ślusarczyk.
W Europie wierzono, że jako skuteczny lek mogą służyć sproszkowane starożytne mumie egipskie. Wszystkiemu winna była jednak nieszczęsna pomyłka tłumacza Gerarda z Cremony.
W średniowieczu Arabowie używali leku zwanego "mumiją". Pod taką nazwą krył się bitumin - specyfik ściągający rany i pomocny przy zatruciach pasożytami. W XII wieku wspomniany Gerard z Cremony nazwę "mumija" przetłumaczył jednak błędnie jako "mumia", określając nią mirrę służącą do balsamowania zwłok, a nie naturalny bitumin. W efekcie tej pomyłki w Europie do leków zamiast bituminu zaczęto dodawać sproszkowane fragmenty zwłok starożytnych Egipcjan.
"Wkrótce powstał +przemysł+ sprzedawania starożytnych zwłok do Europy. Arabowie zaczęli nawet podrabiać sprzedawane Europejczykom mumie. Szukali biedaków, których ciała po śmierci owijali bandażami i zakopywali na trzy lata w ziemi, po czym sprzedawali Europejczykom jako starożytne mumie" - wyjaśniał dr Ślusarczyk.
Jak stwierdził, sami Egipcjanie nigdy nie posunęliby się do spożywania mumii nawet w celach leczniczych, bo oznaczałoby to znieważenie ich przodków. "W niektórych sytuacjach nie unikali jednak mózgu ludzkiego, macicy kozic, krwi psa i krwi menstruacyjnej dziewic jako środków leczniczych" - przypomniał naukowiec. Krew była niezwykle cenionym lekarstwem. Była kwintesencją życia, dlatego jej spożywanie pomagało przywracać utracone przez organizm siły.
Cennym medykamentem były również czaszki ludzkie tragicznie zmarłej osoby młodej. "Czekano aż taka czaszka zacznie gnić i pojawi się na niej meszek, który później zeskrobywano specjalnym nożykiem. Przygotowany w taki sposób specyfik służył do leczenia epilepsji" - mówił dr Ślusarczyk.
Również w Egipcie jako środki do leczenia różnych przypadłości używano kantaryd, czyli małych chrząszczy zwanych muszką hiszpańską. Zawarta w nich kantarydyna, powodowała sztywnienie i puchnięcie członków. "Z tego powodu Markiz de Sade dodawał ją do ciast przygotowywanych na swoje słynne +przyjęcia towarzyskie+" - wyjaśniał prelegent.
W Babilonii jako składnika leczniczych mikstur używano popiołu z psich czaszek. Z kolei na terenach państw basenu Morza Śródziemnego cennym środkiem do pielęgnacji cery były odchody krokodyla. Ze względu m.in. na niebezpieczeństwo, z jakim wiązało się ich zdobycie, były bardzo drogie, dlatego często je podrabiano. Mieszkańcy starożytnych Indii w pielęgnacji cery zadowolili się jedynie krowimi odchodami.
Jak tłumaczył dr Ślusarczyk, wiele wieków później za skuteczny środek do pielęgnacji cery i leczenia ran uważano ludzki tłuszcz. Jego dostawcami byli zazwyczaj kaci, bo tylko oni mieli do niego legalny dostęp. Jeszcze w XIX, a nawet na początku XX wieku, ludy zamieszkujące terytorium Rosji bóle reumatyczne leczyły owijając nogi mięsem zdechłej krowy. Czasem chorego nawet wkładano do wnętrza zdechłego zwierzęcia.
"Skuteczność niektórych z tych środków znalazło potwierdzenie w dzisiejszej nauce. Cztery tysiące lat temu tzw. kurzą ślepotę (wada polegająca na zaburzeniach widzenia przy słabym oświetleniu - PAP) leczono wywarem ze świeżej wątroby wołu. Wiele lat później lekarze odkryli, że znajduje się w niej duża ilość witaminy A, której niedobór wywołuje właśnie kurzą ślepotę" - powiedział uczony.
Współcześnie do wyleczenia wyjątkowo trudnych w gojeniu używa się opatrunków, pod które wkładane są larwy much. Wyjadają one martwą, gnijącą tkankę, a zdrową pozostawiają nietkniętą. Wystarczy zdjąć opatrunek i - dzięki pracy owych larw - rana jest wyczyszczona.
Zdaniem dr. Ślusarczyka, warto zastanowić się, czy nie wrócić do stosowania niektórych dawnych leków obrzydliwych - oczywiście po naukowym potwierdzeniu ich skuteczności. Mogłoby być to metoda lepsza niż stosowanie antybiotyków, na które zagrażające nam mikroby uodparniają się coraz bardziej. "Jednak dziś nawet lek dziwny, podany byłby zapewne w takiej formie, że nie wzbudzałby już obrzydzenia" - zaznaczył naukowiec.
Dlaczego leki obrzydliwe? "Tematyka leków obrzydliwych jest niezwykle ciekawa. To wdzięczny temat. Każdy ze słuchaczy próbuje bowiem wyobrazić sobie siebie samego w sytuacji spożywania leczniczych paskudztw. Wszyscy słuchają więc z zainteresowaniem" - przyznał dr Ślusarczyk.
Z prezentowaną podczas wykładu tematyką zetknął się podczas pierwszej pracy zawodowej. Zaraz po studiach znalazł pracę w bydgoskim Muzeum Farmacji Apteki "Pod Łabędziem". "Wcześniej, na studiach planowałem zająć się starożytnością. Pisałem nawet pracę magisterską u znakomitego starożytnika - prof. Leszka Mrozewicza. Potem jednak musiałem zająć się tematyką związaną z działalnością muzeum farmacji. Była to konieczność, bowiem nigdzie indziej nie było szans na zatrudnienie. Nie żałuję jednak. Obecna praca i tematyka dają mi ogromną satysfakcję" - powiedział.
Jak wyjaśniał dr Ślusarczyk, leki uznawane przez nas za obrzydliwe stosowano w najdawniejszych cywilizacjach: Babilonii, Chinach i Egipcie. Niektóre z nich przetrwały jednak do XIX, a nawet początków XX wieku zarówno w medycynie nieoficjalnej, jak i oficjalnej.
Dlaczego ówcześni lekarze posługiwali się kontrowersyjnymi specyfikami. "Nie znano etiologii chorób i próbowano je leczyć +po omacku+" - wyjaśniał dr Ślusarczyk.
Jedną z teorii, mówiących o przyczynach występowania chorób była tzw. teoria humoralna, autorstwa słynnego Hipokratesa. Zgodnie z nią w ciele człowieka krążyły cztery ciecze (humory): krew, flegma, żółć i czarna żółć.
"Gdy człowiek był zdrowy, te cztery humory pozostawały w równowadze, choroba oznaczała jej zaburzenie" - wyjaśniał prelegent. Zgodnie z tą logiką np. krwotoki oznaczały nadmiar krwi, którą trzeba było upuścić. Przełom w medycynie i leczeniu nastąpił dopiero w XIX w. w czasach prekursora mikrobiologii Ludwika Pasteura.
Jak radzono sobie wcześniej? Jeden z najlepszych starożytnych lekarzy Claudius Galenus - znany jako Galen - zatrucie pokarmowe leczył np. zgniłymi rybami. "Poprzez zgnojenie ryb na słońcu uzyskiwał jad trupi jako środek przeciwko biegunce" - mówił dr Ślusarczyk.
W Europie wierzono, że jako skuteczny lek mogą służyć sproszkowane starożytne mumie egipskie. Wszystkiemu winna była jednak nieszczęsna pomyłka tłumacza Gerarda z Cremony.
W średniowieczu Arabowie używali leku zwanego "mumiją". Pod taką nazwą krył się bitumin - specyfik ściągający rany i pomocny przy zatruciach pasożytami. W XII wieku wspomniany Gerard z Cremony nazwę "mumija" przetłumaczył jednak błędnie jako "mumia", określając nią mirrę służącą do balsamowania zwłok, a nie naturalny bitumin. W efekcie tej pomyłki w Europie do leków zamiast bituminu zaczęto dodawać sproszkowane fragmenty zwłok starożytnych Egipcjan.
"Wkrótce powstał +przemysł+ sprzedawania starożytnych zwłok do Europy. Arabowie zaczęli nawet podrabiać sprzedawane Europejczykom mumie. Szukali biedaków, których ciała po śmierci owijali bandażami i zakopywali na trzy lata w ziemi, po czym sprzedawali Europejczykom jako starożytne mumie" - wyjaśniał dr Ślusarczyk.
Jak stwierdził, sami Egipcjanie nigdy nie posunęliby się do spożywania mumii nawet w celach leczniczych, bo oznaczałoby to znieważenie ich przodków. "W niektórych sytuacjach nie unikali jednak mózgu ludzkiego, macicy kozic, krwi psa i krwi menstruacyjnej dziewic jako środków leczniczych" - przypomniał naukowiec. Krew była niezwykle cenionym lekarstwem. Była kwintesencją życia, dlatego jej spożywanie pomagało przywracać utracone przez organizm siły.
Cennym medykamentem były również czaszki ludzkie tragicznie zmarłej osoby młodej. "Czekano aż taka czaszka zacznie gnić i pojawi się na niej meszek, który później zeskrobywano specjalnym nożykiem. Przygotowany w taki sposób specyfik służył do leczenia epilepsji" - mówił dr Ślusarczyk.
Również w Egipcie jako środki do leczenia różnych przypadłości używano kantaryd, czyli małych chrząszczy zwanych muszką hiszpańską. Zawarta w nich kantarydyna, powodowała sztywnienie i puchnięcie członków. "Z tego powodu Markiz de Sade dodawał ją do ciast przygotowywanych na swoje słynne +przyjęcia towarzyskie+" - wyjaśniał prelegent.
W Babilonii jako składnika leczniczych mikstur używano popiołu z psich czaszek. Z kolei na terenach państw basenu Morza Śródziemnego cennym środkiem do pielęgnacji cery były odchody krokodyla. Ze względu m.in. na niebezpieczeństwo, z jakim wiązało się ich zdobycie, były bardzo drogie, dlatego często je podrabiano. Mieszkańcy starożytnych Indii w pielęgnacji cery zadowolili się jedynie krowimi odchodami.
Jak tłumaczył dr Ślusarczyk, wiele wieków później za skuteczny środek do pielęgnacji cery i leczenia ran uważano ludzki tłuszcz. Jego dostawcami byli zazwyczaj kaci, bo tylko oni mieli do niego legalny dostęp. Jeszcze w XIX, a nawet na początku XX wieku, ludy zamieszkujące terytorium Rosji bóle reumatyczne leczyły owijając nogi mięsem zdechłej krowy. Czasem chorego nawet wkładano do wnętrza zdechłego zwierzęcia.
"Skuteczność niektórych z tych środków znalazło potwierdzenie w dzisiejszej nauce. Cztery tysiące lat temu tzw. kurzą ślepotę (wada polegająca na zaburzeniach widzenia przy słabym oświetleniu - PAP) leczono wywarem ze świeżej wątroby wołu. Wiele lat później lekarze odkryli, że znajduje się w niej duża ilość witaminy A, której niedobór wywołuje właśnie kurzą ślepotę" - powiedział uczony.
Współcześnie do wyleczenia wyjątkowo trudnych w gojeniu używa się opatrunków, pod które wkładane są larwy much. Wyjadają one martwą, gnijącą tkankę, a zdrową pozostawiają nietkniętą. Wystarczy zdjąć opatrunek i - dzięki pracy owych larw - rana jest wyczyszczona.
Zdaniem dr. Ślusarczyka, warto zastanowić się, czy nie wrócić do stosowania niektórych dawnych leków obrzydliwych - oczywiście po naukowym potwierdzeniu ich skuteczności. Mogłoby być to metoda lepsza niż stosowanie antybiotyków, na które zagrażające nam mikroby uodparniają się coraz bardziej. "Jednak dziś nawet lek dziwny, podany byłby zapewne w takiej formie, że nie wzbudzałby już obrzydzenia" - zaznaczył naukowiec.
Dlaczego leki obrzydliwe? "Tematyka leków obrzydliwych jest niezwykle ciekawa. To wdzięczny temat. Każdy ze słuchaczy próbuje bowiem wyobrazić sobie siebie samego w sytuacji spożywania leczniczych paskudztw. Wszyscy słuchają więc z zainteresowaniem" - przyznał dr Ślusarczyk.
Z prezentowaną podczas wykładu tematyką zetknął się podczas pierwszej pracy zawodowej. Zaraz po studiach znalazł pracę w bydgoskim Muzeum Farmacji Apteki "Pod Łabędziem". "Wcześniej, na studiach planowałem zająć się starożytnością. Pisałem nawet pracę magisterską u znakomitego starożytnika - prof. Leszka Mrozewicza. Potem jednak musiałem zająć się tematyką związaną z działalnością muzeum farmacji. Była to konieczność, bowiem nigdzie indziej nie było szans na zatrudnienie. Nie żałuję jednak. Obecna praca i tematyka dają mi ogromną satysfakcję" - powiedział.
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Nowoczesne leczenie i optymizm – najlepsze antidotum na SM
- Choroba poznana 80 lat temu - wciąż nieznana. Rusza pierwsza w Polsce kampania edukacyjna dla pacjentów z ultrarzadkim nowotworem krwi: „Makroglobulinemia Waldenströma. Śladami Doktora Jana”
- Choroba Gauchera – wizytówka polskiego podejścia do chorób ultrarzadkich
- Antykoncepcja awaryjna nabiera tempa: Nowe dane Centrum e-Zdrowia
- Kardiolożka: o serce trzeba dbać od najmłodszych lat
- Ponad 600 tys. Polaków zaszczepiło się przeciw grypie
- Refundacja na papierze. Pacjentki tylko z jednego województwa mogą liczyć na leczenie zgodne z listą refundacyjną, która weszła w życie kilka miesięcy temu
- Pierwsze w Polsce zabiegi ablacji arytmii z zastosowaniem technologii CARTOSOUND FAM. „Niezwykle ważny krok w rozwoju elektrofizjologii”
- Czy starsi pacjenci otrzymają lepszą ochronę jeszcze w tym sezonie?
- Wyzwania hematoonkologii - na jakie terapie czekają polscy pacjenci?
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA