Andrzej Niewinny Dobrowolski - Urodzony w 1945 w Częstochowie, w roku 1968 jako muzyk wyjechał na kontrakt pagartowski do Finlandii. Po przeniesieniu się do Szwecji mieszka tam do dziś. Od lat kilkunastu tłumacz literacki, dziennikarz, felietonista. Autor wydawanych w Polsce przekładów z języka angielskiego, szwedzkiego i duńskiego. Współpracuje z wieloma wydawnictwami krajowymi oraz polonijnymi w Europie, Ameryce i Australii. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej.
Kilka dni po nastaniu bezgranicznych możliwości dla polskich obywateli szukających zatrudnienia za morską miedzą, rozpowszechniana darmowo w płatnych środkach komunikacji miejskiej gazeta Metro na pierwszej stronie ogłosiła krzykliwie: „Polscy robotnicy budowlani pracują w Szwecji za połowę wynagrodzenia”.
- Górą nasi! – skomentował rzecz pan Zenek spotkany na przystanku tramwajowym w trakcie czytania wspomnianego artykułu z donoszącym na nas tytułem. - Nareszcie legalnie, na biało, bez potrzeby zamykania się w wychodku na widok każdego podejrzanie wyglądającego przechodnia będą się mogli rodacy odkuć nieco za straty poniesione w czasie potopu.
- A ileż to jest ta „połowa wynagrodzenia” – zapytałem, jako że pan Zenek w lekturze donosu zaangażowany był bardziej ode mnie, który gazetę dopiero co wziąłem ze szklanej gabloty.
- Na polskie licząc ponad sześćdziesiąt złotych za godzinę!
- To rzeczywiście nieźle – wyraziłem zadowolenie w imieniu wszystkich cieśli, murarzy i tynkarzy, którzy niebawem zapełnią place budów w Szwecji, a wkrótce również w krajach ościennych. Po budowlańcach pojawią się zapewne kolejne branże i niebawem od położnej do grabarza pracowników będą mieli Szwedzi z zagranic. Za pół darmo, za ćwierć i tak dalej, bo konkurencja swoje prawa ma, a pomiędzy sześćdziesięcioma złotymi za godzinę tutaj a sześcioma w Polsce miejsce na targowanie się jest i to ze sporym marginesem. Zanim przysłowiowy już walec Młynarskiego nie wyrówna poziomów, wesolutko może być że hej, a kto wie, czy nawet nie jeszcze weselej.
Spośród stu tysięcy zrzeszonych w szwedzkim związku zawodowym pracowników budowlanych, trzynaście jest bezrobotnych. Podatki osiemdziesięciu siedmiu tysięcy pracujących starczają na zapomogi dla nie mających chwilowo zajęcia, reszta idzie na szpitale, żłobki, przedszkola i co tam jeszcze społeczeństwu potrzeba. Polscy cieśle zgodnie z unijnymi przepisami podatki będą płacić w ojczyźnie, a w Szwecji pobierać jedynie pensję.
- I to jest to, czego się obawialiśmy – mówi Thomas Gustavsson, drugi sekretarz związku zawodowego pracowników budowlanych.
Dotychczas względny dobrobyt ludzi pracy w opiekuńczym królestwie Szwecji nierozerwalnie kojarzony był z silnymi związkami zawodowymi mającymi wpływ na korygowanie propozycji właścicieli kapitału w kwestii podziału wspólnie wypracowanych dóbr. Wraz z nastaniem ery wolnego rynku pracy znaczenie związków zawodowych upodobni się tego, jakie miały one w Peerelu, jeśli w ogóle przetrwają bez funduszu wczasów pracowniczych i monopolu na ogródki działkowe.
Marek Kura, odpowiedzialny w krakowskim Węglostalu za eksport siły roboczej, oferując pracę wykwalifikowanego stolarza w cenie 63 złote za godzinę, spełnia w komplecie unijne wymogi: Jest ponoć poważnym przedsiębiorcą, ma wydaną we własnym kraju licencję na usługi poddostawcy w jakimkolwiek zrzeszonym państwie oraz zapewnia swoim pracownikom ubezpieczenie i pozostałe świadczenia socjalnie. Zgodnie z owymi przepisami wynagrodzenie może być wypłacane w ojczystym kraju pracobiorcy, jeśli nie jest on osiadłym na stałe podatnikiem – w tym przypadku szwedzkim - zaś granicą niestałego osiedlenia bywa zwykle okres sześciu miesięcy.
- Dla branży budowlanej polska oferta jest początkiem katastrofy. Zwłaszcza że zapewne pojawi się więcej podobnych propozycji - martwi się Thomas Gustavsson. - Według zasad wypracowanych przez szwedzkie związki zawodowe, wszyscy pracownicy w tym samym miejscu pracy objęci są jednakową umową zbiorową. Niezależnie od tego czy zatrudnionym jest Szwed, czy też obywatel innego kraju Unii Europejskiej. Zalecenia unijne przeczą tej zasadzie, pozwalając oferentowi stosować własne, krajowe normy, pomimo wykonywania pracy w innym państwie należącym do Unii. Jeśli zasada ta się utrzyma, katastrofa stanie się faktem, a układy zbiorowe przestaną być potrzebne. Tyle sekretarz związku zawodowego szwedzkich pracowników budowlanych.
- I co pan na to, panie Zenku? – zapytałem sąsiada. – Będą naszych motykami spędzać z rusztowań?
- A to niby za co? Brukselskie prawo dla wszystkich jednakie. Nikt nie broni Szwedom zatrudniania się w Ursusie czy stawiania nowego osiedla w Strzyżewicach, jeśli tylko ze względu na trudną do wymówienia nazwę uda się im tam trafić. Skanska zdążyła już przetrzeć deweloperskie ścieżki, znają się na polskim budownictwie nie gorzej od innych.
- No właściwie... Ale co z podatkami? Tymi, co to nie wpłyną do wspólnej szwedzkiej kasy, jeśli polscy murarze zastąpią miejscowych?
- Nie martw się pan o podatki. Niedługo w ogóle przestaną być potrzebne. Przychodnie się pozamyka, na oczekiwanie szpitalnego łóżka mało komu życia starczy, żłobki i przedszkola się sprywatyzuje, VAT podniesie, akcyzę podwoi, byleby tylko na wojsko i policję nie brakło, a tyle to się najwyżej pożyczy. Widzi pan przecież gołym okiem, że w tą stronę idzie.
- W tę Panie Zenku, nie w tą.
- No przecież mówię. Ja w stronę miasta, a pan?
- Górą nasi! – skomentował rzecz pan Zenek spotkany na przystanku tramwajowym w trakcie czytania wspomnianego artykułu z donoszącym na nas tytułem. - Nareszcie legalnie, na biało, bez potrzeby zamykania się w wychodku na widok każdego podejrzanie wyglądającego przechodnia będą się mogli rodacy odkuć nieco za straty poniesione w czasie potopu.
- A ileż to jest ta „połowa wynagrodzenia” – zapytałem, jako że pan Zenek w lekturze donosu zaangażowany był bardziej ode mnie, który gazetę dopiero co wziąłem ze szklanej gabloty.
- Na polskie licząc ponad sześćdziesiąt złotych za godzinę!
- To rzeczywiście nieźle – wyraziłem zadowolenie w imieniu wszystkich cieśli, murarzy i tynkarzy, którzy niebawem zapełnią place budów w Szwecji, a wkrótce również w krajach ościennych. Po budowlańcach pojawią się zapewne kolejne branże i niebawem od położnej do grabarza pracowników będą mieli Szwedzi z zagranic. Za pół darmo, za ćwierć i tak dalej, bo konkurencja swoje prawa ma, a pomiędzy sześćdziesięcioma złotymi za godzinę tutaj a sześcioma w Polsce miejsce na targowanie się jest i to ze sporym marginesem. Zanim przysłowiowy już walec Młynarskiego nie wyrówna poziomów, wesolutko może być że hej, a kto wie, czy nawet nie jeszcze weselej.
Spośród stu tysięcy zrzeszonych w szwedzkim związku zawodowym pracowników budowlanych, trzynaście jest bezrobotnych. Podatki osiemdziesięciu siedmiu tysięcy pracujących starczają na zapomogi dla nie mających chwilowo zajęcia, reszta idzie na szpitale, żłobki, przedszkola i co tam jeszcze społeczeństwu potrzeba. Polscy cieśle zgodnie z unijnymi przepisami podatki będą płacić w ojczyźnie, a w Szwecji pobierać jedynie pensję.
- I to jest to, czego się obawialiśmy – mówi Thomas Gustavsson, drugi sekretarz związku zawodowego pracowników budowlanych.
Dotychczas względny dobrobyt ludzi pracy w opiekuńczym królestwie Szwecji nierozerwalnie kojarzony był z silnymi związkami zawodowymi mającymi wpływ na korygowanie propozycji właścicieli kapitału w kwestii podziału wspólnie wypracowanych dóbr. Wraz z nastaniem ery wolnego rynku pracy znaczenie związków zawodowych upodobni się tego, jakie miały one w Peerelu, jeśli w ogóle przetrwają bez funduszu wczasów pracowniczych i monopolu na ogródki działkowe.
Marek Kura, odpowiedzialny w krakowskim Węglostalu za eksport siły roboczej, oferując pracę wykwalifikowanego stolarza w cenie 63 złote za godzinę, spełnia w komplecie unijne wymogi: Jest ponoć poważnym przedsiębiorcą, ma wydaną we własnym kraju licencję na usługi poddostawcy w jakimkolwiek zrzeszonym państwie oraz zapewnia swoim pracownikom ubezpieczenie i pozostałe świadczenia socjalnie. Zgodnie z owymi przepisami wynagrodzenie może być wypłacane w ojczystym kraju pracobiorcy, jeśli nie jest on osiadłym na stałe podatnikiem – w tym przypadku szwedzkim - zaś granicą niestałego osiedlenia bywa zwykle okres sześciu miesięcy.
- Dla branży budowlanej polska oferta jest początkiem katastrofy. Zwłaszcza że zapewne pojawi się więcej podobnych propozycji - martwi się Thomas Gustavsson. - Według zasad wypracowanych przez szwedzkie związki zawodowe, wszyscy pracownicy w tym samym miejscu pracy objęci są jednakową umową zbiorową. Niezależnie od tego czy zatrudnionym jest Szwed, czy też obywatel innego kraju Unii Europejskiej. Zalecenia unijne przeczą tej zasadzie, pozwalając oferentowi stosować własne, krajowe normy, pomimo wykonywania pracy w innym państwie należącym do Unii. Jeśli zasada ta się utrzyma, katastrofa stanie się faktem, a układy zbiorowe przestaną być potrzebne. Tyle sekretarz związku zawodowego szwedzkich pracowników budowlanych.
- I co pan na to, panie Zenku? – zapytałem sąsiada. – Będą naszych motykami spędzać z rusztowań?
- A to niby za co? Brukselskie prawo dla wszystkich jednakie. Nikt nie broni Szwedom zatrudniania się w Ursusie czy stawiania nowego osiedla w Strzyżewicach, jeśli tylko ze względu na trudną do wymówienia nazwę uda się im tam trafić. Skanska zdążyła już przetrzeć deweloperskie ścieżki, znają się na polskim budownictwie nie gorzej od innych.
- No właściwie... Ale co z podatkami? Tymi, co to nie wpłyną do wspólnej szwedzkiej kasy, jeśli polscy murarze zastąpią miejscowych?
- Nie martw się pan o podatki. Niedługo w ogóle przestaną być potrzebne. Przychodnie się pozamyka, na oczekiwanie szpitalnego łóżka mało komu życia starczy, żłobki i przedszkola się sprywatyzuje, VAT podniesie, akcyzę podwoi, byleby tylko na wojsko i policję nie brakło, a tyle to się najwyżej pożyczy. Widzi pan przecież gołym okiem, że w tą stronę idzie.
- W tę Panie Zenku, nie w tą.
- No przecież mówię. Ja w stronę miasta, a pan?
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Cuda alternatywnej medycyny
- Złota rybka
- W czym moge pomóc?
- Zdrowie w Nałęczowie
- Gen T/4M pośrednim sygnalizatorem talentu
- Wino
- Drut w spirali
- Wyborowa
- Szerokie tory
- Pamiętnik komiwojażera
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA