Andrzej Niewinny Dobrowolski odbiera nagrodę w konkursie literackim. XI ŚWIATOWE FORUM MEDIÓW POLONIJNYCH Tarnów - Lublin - Warszawa 2-8 września 2003 r.
Kucnęliśmy nad nią w oczekiwaniu na jakiś ewentualny powiew, ale nic takiego się nie zdarzyło. Przynajmniej przez tę chwilę, zanim nie wygonił nas stamtąd konduktor z sąsiedniego wagonu, ostrzegając przed możliwością upadku na głowy jakiejś bocznej klapy, w której również prawdopodobnie musiała puścić śruba. Zademonstrował nam zresztą, o co chodzi, odrywając na tę okoliczność ową klapę od podklapia, czym bez trudu przekonał nas o prawdziwości swojej groźby. Przy okazji owego behapowskiego instruktażu wywiązała się między nami rozmowa zainicjowana przez konduktora ubranego w granatowe spodnie oraz białą koszulę non iron z krótkim rękawem.
- Macie vodke, pan?
- Nie ponimajet... paczjemu vy spraszivajetie.
- Nu, alje macie, tak?
- Nie, nie mamy. A zaczjem vam potrjebna vodka?
- Nu kak zaczjem?! Pit' budjem!
Wtedy zorientowałem się, że ten młody człowiek jest jednym wielkim rozedrganym oczekiwaniem na zbawczego klina. Uczepił się łapczywie rozmowy, jakby już same pertraktacje na temat wódki przynosiły mu namiastkę ulgi. Zauważywszy moje szczere zainteresowanie jego sprawami, udało mu się nawet jakby na moment odwrócić nieco uwagę od przekłuwającego bezlitośnie całe jego uświadamiane jestestwo żądła zachłannego kaca i rozgadał się na dobre, przechodząc do omawiania szczegółów pozaetatowych możliwości organizacji środków na pozyskanie przedmiotu rozmowy. Z rozbrajającą szczerością ujawniał mi kolejne sposoby popełniania służbowych oszustw:
- No kak eto, to kontroli u vas njet?
- Jest kontrol, panie, jest, nu oni toże ljudi i pit' muszu.
Nagle spoważniał i zmienionym głosem szorstko wygonił od nas od dziury w podłodze:
- Iditje na svoji mjesto, nu!, iditje!
Powodem wstąpienia złego ducha służbowego braku ogłady w uprzejmego skądinąd i zdezorganizowanego upalnym kacem konduktora było nagłe ukazanie się w przejściu od sąsiedniego wagonu dwóch umundurowanych funkcjonariuszy w wielkich i sztywnych czapach. Obaj niscy wzrostem, ale widać wysocy rangą, bo powaga bijąca z ukrytych pod daszkami oczu przeszywała na wylot bez potrzeby bezpośredniego z nimi kontaktu. Szerokie, czerwone epolety potwierdzały niezrozumiałym kodem ich przeważającą nad nami wyższość. Nad nami spoconymi, uciemiężonymi więzieniem, w cywilu i na dodatek bez epoletów. Obaj mieli pod pachami jakieś portfele na dokumenty z popękanej dermy dopełniające wrażenie statusu władców naszych losów. Mówili zdecydowanie po rosyjsku, nie poniżając się do używania nadgranicznej, polsko-rosyjsko-ukraińskiej lingua franca.
- Zdrastvujtje. Vaschje passporty, pażausta.
- Macie vodke, pan?
- Nie ponimajet... paczjemu vy spraszivajetie.
- Nu, alje macie, tak?
- Nie, nie mamy. A zaczjem vam potrjebna vodka?
- Nu kak zaczjem?! Pit' budjem!
Wtedy zorientowałem się, że ten młody człowiek jest jednym wielkim rozedrganym oczekiwaniem na zbawczego klina. Uczepił się łapczywie rozmowy, jakby już same pertraktacje na temat wódki przynosiły mu namiastkę ulgi. Zauważywszy moje szczere zainteresowanie jego sprawami, udało mu się nawet jakby na moment odwrócić nieco uwagę od przekłuwającego bezlitośnie całe jego uświadamiane jestestwo żądła zachłannego kaca i rozgadał się na dobre, przechodząc do omawiania szczegółów pozaetatowych możliwości organizacji środków na pozyskanie przedmiotu rozmowy. Z rozbrajającą szczerością ujawniał mi kolejne sposoby popełniania służbowych oszustw:
- No kak eto, to kontroli u vas njet?
- Jest kontrol, panie, jest, nu oni toże ljudi i pit' muszu.
Nagle spoważniał i zmienionym głosem szorstko wygonił od nas od dziury w podłodze:
- Iditje na svoji mjesto, nu!, iditje!
Powodem wstąpienia złego ducha służbowego braku ogłady w uprzejmego skądinąd i zdezorganizowanego upalnym kacem konduktora było nagłe ukazanie się w przejściu od sąsiedniego wagonu dwóch umundurowanych funkcjonariuszy w wielkich i sztywnych czapach. Obaj niscy wzrostem, ale widać wysocy rangą, bo powaga bijąca z ukrytych pod daszkami oczu przeszywała na wylot bez potrzeby bezpośredniego z nimi kontaktu. Szerokie, czerwone epolety potwierdzały niezrozumiałym kodem ich przeważającą nad nami wyższość. Nad nami spoconymi, uciemiężonymi więzieniem, w cywilu i na dodatek bez epoletów. Obaj mieli pod pachami jakieś portfele na dokumenty z popękanej dermy dopełniające wrażenie statusu władców naszych losów. Mówili zdecydowanie po rosyjsku, nie poniżając się do używania nadgranicznej, polsko-rosyjsko-ukraińskiej lingua franca.
- Zdrastvujtje. Vaschje passporty, pażausta.
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Cuda alternatywnej medycyny
- Złota rybka
- W czym moge pomóc?
- Zdrowie w Nałęczowie
- Gen T/4M pośrednim sygnalizatorem talentu
- Wino
- Drut w spirali
- Zdrowie na budowie
- Wyborowa
- Pamiętnik komiwojażera
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA