Pamiętnik komiwojażera
ANDRZEJ NIEWINNY DOBROWOLSKI
Andrzej Niewinny Dobrowolski
Tura wieczorna
O razu lepiej, bo ludzi w domu więcej. Łatwiej też dostać się na klatkę schodową: wystarczy trochę poczekać, a to ktoś wchodzi, to wychodzi.
Niestety, ze sprzedawaniem nielekko. Na kartonie mam wprawdzie napisane po szwedzku, że jestem studentem Akademii Sztuk Pięknych, sprzedaję własne rysunki i dorabiam do stypendium, by móc zwiedzić Szwecję, co powinno otwierać portfele, a tu idzie opornie, jak po grudzie. Do dziewiątej wieczór sprzedałem zaledwie jeden obrazek. I to jakiejś babci, która wyraźnie dała mi odczuć, że kupuje, aby się mnie pozbyć. Podobno w domach jednorodzinnych ma być lepiej.
Piątek
Dzisiaj działamy w małym miasteczku Amal. Leszek rozwiózł nas po rewirach i wrócił na kemping. Przedtem jednak mieliśmy odprawę, na której otrzymaliśmy dodatkowe informacje odnośnie sposobów sprzedawania w domach jednorodzinnych. Leszek zapewnił nas, że Szwedzi żywią wielką sympatię do studentów i na pewno będziemy sprzedawać, tylko trzeba się nieco oswoić z nową sytuacją. Powiedział nam, że najważniejsze jest poczucie pewności siebie, którego nabierzemy z czasem. Dopóki ludzie wyczuwają, że jesteśmy bojaźliwi i niepewni, łatwo im się nas pozbyć. Trzeba trochę więcej pójścia do przodu, czasem wręcz nieco natarczywie. Skromnie, ale natarczywie. To działa! Na razie nie wiem jeszcze, jak połączyć jedno z drugim, ale próbuję.
W pierwszej willi nie zadziałało. Ale w drugiej rzeczywiście poszło lepiej. Drzwi otworzył starszy jegomość, który krzyknął coś do wnętrza, skąd przyszła kobieta, prawdopodobnie jego żona. Przeczytała uważnie tekst i bez słowa wzięła pierwszy z rzędu obrazek. Po chwili przyniosła mi 100 koron. Chciałem wydać resztę, ale machnęła ręką, uśmiechnęła się z sympatią i gestem dała znać, że nie trzeba.
Dwa następne domy fiasko, trzeci znów trafiony!
Przed południem miałem już sprzedane cztery obrazki. I wtedy trafiłem na minę. Zadzwoniłem do drzwi, otworzył jakiś poważny dryblas, przeczytał karton, wziął obrazek i kazał mi poczekać. Wskazał fotel przy ogrodowym stole, a po angielsku spytał, czy chcę się czegoś napić. „Drink, drink” - zrozumiałem, że chodzi o picie. Pokiwałem przecząco głową, że nie chce mi się pić i usiadłem. Byłem pewien, że poszedł po pieniądze, albo może pokazać żonie...? Okazało się jednak, że wredny zatelefonował na policję, bo chwilę później przed dom zajechało biało-niebieskie auto z dwoma potężnymi drabami, którzy nie pytając wiele, kazali mi wejść do środka. Na posterunku zamknęli mnie w celi, niewiele sobie robiąc z moich próśb, żeby zatelefonować do Leszka. Dopiero po jakimś czasie gdy w głośno mówiącym telefonie usłyszałem tłumacza, dowiedziałem się, o co chodzi.
O razu lepiej, bo ludzi w domu więcej. Łatwiej też dostać się na klatkę schodową: wystarczy trochę poczekać, a to ktoś wchodzi, to wychodzi.
Niestety, ze sprzedawaniem nielekko. Na kartonie mam wprawdzie napisane po szwedzku, że jestem studentem Akademii Sztuk Pięknych, sprzedaję własne rysunki i dorabiam do stypendium, by móc zwiedzić Szwecję, co powinno otwierać portfele, a tu idzie opornie, jak po grudzie. Do dziewiątej wieczór sprzedałem zaledwie jeden obrazek. I to jakiejś babci, która wyraźnie dała mi odczuć, że kupuje, aby się mnie pozbyć. Podobno w domach jednorodzinnych ma być lepiej.
Piątek
Dzisiaj działamy w małym miasteczku Amal. Leszek rozwiózł nas po rewirach i wrócił na kemping. Przedtem jednak mieliśmy odprawę, na której otrzymaliśmy dodatkowe informacje odnośnie sposobów sprzedawania w domach jednorodzinnych. Leszek zapewnił nas, że Szwedzi żywią wielką sympatię do studentów i na pewno będziemy sprzedawać, tylko trzeba się nieco oswoić z nową sytuacją. Powiedział nam, że najważniejsze jest poczucie pewności siebie, którego nabierzemy z czasem. Dopóki ludzie wyczuwają, że jesteśmy bojaźliwi i niepewni, łatwo im się nas pozbyć. Trzeba trochę więcej pójścia do przodu, czasem wręcz nieco natarczywie. Skromnie, ale natarczywie. To działa! Na razie nie wiem jeszcze, jak połączyć jedno z drugim, ale próbuję.
W pierwszej willi nie zadziałało. Ale w drugiej rzeczywiście poszło lepiej. Drzwi otworzył starszy jegomość, który krzyknął coś do wnętrza, skąd przyszła kobieta, prawdopodobnie jego żona. Przeczytała uważnie tekst i bez słowa wzięła pierwszy z rzędu obrazek. Po chwili przyniosła mi 100 koron. Chciałem wydać resztę, ale machnęła ręką, uśmiechnęła się z sympatią i gestem dała znać, że nie trzeba.
Dwa następne domy fiasko, trzeci znów trafiony!
Przed południem miałem już sprzedane cztery obrazki. I wtedy trafiłem na minę. Zadzwoniłem do drzwi, otworzył jakiś poważny dryblas, przeczytał karton, wziął obrazek i kazał mi poczekać. Wskazał fotel przy ogrodowym stole, a po angielsku spytał, czy chcę się czegoś napić. „Drink, drink” - zrozumiałem, że chodzi o picie. Pokiwałem przecząco głową, że nie chce mi się pić i usiadłem. Byłem pewien, że poszedł po pieniądze, albo może pokazać żonie...? Okazało się jednak, że wredny zatelefonował na policję, bo chwilę później przed dom zajechało biało-niebieskie auto z dwoma potężnymi drabami, którzy nie pytając wiele, kazali mi wejść do środka. Na posterunku zamknęli mnie w celi, niewiele sobie robiąc z moich próśb, żeby zatelefonować do Leszka. Dopiero po jakimś czasie gdy w głośno mówiącym telefonie usłyszałem tłumacza, dowiedziałem się, o co chodzi.
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Cuda alternatywnej medycyny
- Złota rybka
- W czym moge pomóc?
- Zdrowie w Nałęczowie
- Gen T/4M pośrednim sygnalizatorem talentu
- Wino
- Drut w spirali
- Zdrowie na budowie
- Wyborowa
- Szerokie tory
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA