Pamiętnik komiwojażera
ANDRZEJ NIEWINNY DOBROWOLSKI
Andrzej Niewinny Dobrowolski
Ostatnio zauważyć można w Internecie niezwykłą popularność wszelkiego rodzaju „blogów” czyli pamiętników. Też chciałbym taki prowadzić, ale że w moim skromnym życiu na co dzień nic odświętnego się nie dzieje (w święta dopiero nuda!), pomyślałem, że można by spisywać doświadczenia cudze.
Zacząłem od kilku dni życia domokrążcy sprzedającego ręcznie kopiowane czarno-białe obrazki. Młody człowiek z Polski, nie znający tutejszego języka, podający ustną zwykle informację w formie pisemnej. W praktyce bywa nią zawieszony na piersi kawałek kartonu, z którego wynika, kim jest, co chce sprzedać i za ile.
Wraz z czworgiem innych bezrobotnych z Siedlec, przywiózł go tu przedsiębiorczy pan Leszek, który po codziennym rozmieszczeniu członków grupy na rewirach, wraca na kemping przygotować wieczorny posiłek, poprawić kołki w namiotach i co tam jeszcze dbałość o obwoźne przedsiębiorstwo wymaga. Dodatkowo na porannych „odprawach” udziela cennych rad, daje praktyczne wskazówki, instrukcje. Utargiem sprzedający dzielą się z panem Leszkiem fifty-fifty, czyli ca 40 na 60, bo odchodzą koszta kempingu, benzyny, parkowania. Za jedzenie płacą sami. Konserwy mają z domu, więc w zasadzie kupują tylko chleb, cebulę i w soboty piwo. Interes się kręci, co wieczór pan Leszek rozlicza ich ze sprzedanych obrazków i wydziela nową porcję do obrotu. Niestety w miejscowości Åmål ma miejsce nieprzewidziana – pierwsza, i jak się ma okazać ostatnia – przygoda: Policja, areszt, przesłuchanie, deportacja. Powód: wjazd do Szwecji bez ważnego paszportu. Poinformowany przez polski konsulat prowadzący przesłuchanie policjant dowiaduje się wprawdzie, że dowód osobisty wydawany w RP wedle unijnych przepisów jest dokumentem zasługującym na podobne uznanie jak i paszport, gdyż wyjaśnia kto, skąd, w jakim wieku i że znaków szczególnych nie posiada, ale aresztu to nie uchyla. (Wiem, jak było, bo z sympatii do zajęcia występuję dość często w roli tłumacza i w tej akurat sprawie pomagałem przez telefon we wzajemnym porozumieniu się policjantów z zatrzymanym.)
A pamiętnik mógłby się zaczynać na przykład tak:
Poniedziałek
Dzisiaj wyjeżdżamy. Z Siedlec do Szczecina mamy kawał drogi, ale potem już tylko przez Niemcy do Sassnitz, prom i jesteśmy w Szwecji. Leszek, organizator i szef grupy jest też kierowcą. Zresztą nie pozwoliłby nikomu dotknąć swojego minibusa, taki z niego dumny. My, to znaczy Kazik, Marek, Małgosia i ja mamy, jak usłyszeliśmy na „odprawie”, dwa podstawowe zadania: Nie robić kłopotów i sprzedawać jak najwięcej obrazków, resztą zajmie się Leszek. Był już w Szwecji kilka razy – volkswagen to też urobek stamtąd – wie jak, co, gdzie, nas ma o nic głowa nie boleć.
Dochodami dzielimy się po równo, odliczając koszty, czyli paliwo, prom, kempingi i co tam jeszcze się okaże. Podstawę wyżywienia w formie konserw, makaronów, cebuli, i smalcu mamy ze sobą. Mnie mama zrobiła nawet klika słoików z mięsem, ale nie mówiłem, że mam je w plecaku, bo wolno tylko konserwy i Leszek mógłby mi je kazać zostawić. Powiedział wyraźnie, że nie chce mieć żadnych kłopotów na granicy, a przewozić wolno tylko konserwy.
Obrazków mamy tysiąc. Po dwieście na głowę plus dodatkowe dwie setki, gdyby poszło lepiej, niż się spodziewamy. Cena wywoławcza 90 koron, co przy kursie 2,26 daje prawie 41 złotych. Nawet jeśli odejdą koszta i tak zostaje około 15 złotych za sztukę. Jedziemy na trzy tygodnie, powinno wyjść 150 złotych dziennie. Leszek mówi, że dziesięć obrazków na dniówkę można sprzedać z łatwością. Fura kasy. Żeby się tylko sprawdziło, bo akurat sytuację mam lekko skomplikowaną i grosz potrzebny jak nigdy. Kuroniówkę odebrali mi w styczniu, ojciec dostaje 600 złotych miesięcznie, mama i siostra na naszym utrzymaniu. Myślałem o rozpoczęciu nauki w technikum, ale mija już dwa lata po zawodówce i jakoś nie mogę się zebrać. Jeśli dobrze pójdzie, odłożę część zarobku i po wakacjach wystartuję. U nas w Siedlcach ze szkołą ciężko o robotę, a bez niej nie ma szans w ogóle. Pozostaje mi tylko życzyć sobie szczęścia. Nigdy nie byłem za granicą (nawet w Warszawie jeszcze nie byłem!), więc przygoda czeka mnie zapewne miła i przyjemna. A na pewno ciekawa.
Zacząłem od kilku dni życia domokrążcy sprzedającego ręcznie kopiowane czarno-białe obrazki. Młody człowiek z Polski, nie znający tutejszego języka, podający ustną zwykle informację w formie pisemnej. W praktyce bywa nią zawieszony na piersi kawałek kartonu, z którego wynika, kim jest, co chce sprzedać i za ile.
Wraz z czworgiem innych bezrobotnych z Siedlec, przywiózł go tu przedsiębiorczy pan Leszek, który po codziennym rozmieszczeniu członków grupy na rewirach, wraca na kemping przygotować wieczorny posiłek, poprawić kołki w namiotach i co tam jeszcze dbałość o obwoźne przedsiębiorstwo wymaga. Dodatkowo na porannych „odprawach” udziela cennych rad, daje praktyczne wskazówki, instrukcje. Utargiem sprzedający dzielą się z panem Leszkiem fifty-fifty, czyli ca 40 na 60, bo odchodzą koszta kempingu, benzyny, parkowania. Za jedzenie płacą sami. Konserwy mają z domu, więc w zasadzie kupują tylko chleb, cebulę i w soboty piwo. Interes się kręci, co wieczór pan Leszek rozlicza ich ze sprzedanych obrazków i wydziela nową porcję do obrotu. Niestety w miejscowości Åmål ma miejsce nieprzewidziana – pierwsza, i jak się ma okazać ostatnia – przygoda: Policja, areszt, przesłuchanie, deportacja. Powód: wjazd do Szwecji bez ważnego paszportu. Poinformowany przez polski konsulat prowadzący przesłuchanie policjant dowiaduje się wprawdzie, że dowód osobisty wydawany w RP wedle unijnych przepisów jest dokumentem zasługującym na podobne uznanie jak i paszport, gdyż wyjaśnia kto, skąd, w jakim wieku i że znaków szczególnych nie posiada, ale aresztu to nie uchyla. (Wiem, jak było, bo z sympatii do zajęcia występuję dość często w roli tłumacza i w tej akurat sprawie pomagałem przez telefon we wzajemnym porozumieniu się policjantów z zatrzymanym.)
A pamiętnik mógłby się zaczynać na przykład tak:
Poniedziałek
Dzisiaj wyjeżdżamy. Z Siedlec do Szczecina mamy kawał drogi, ale potem już tylko przez Niemcy do Sassnitz, prom i jesteśmy w Szwecji. Leszek, organizator i szef grupy jest też kierowcą. Zresztą nie pozwoliłby nikomu dotknąć swojego minibusa, taki z niego dumny. My, to znaczy Kazik, Marek, Małgosia i ja mamy, jak usłyszeliśmy na „odprawie”, dwa podstawowe zadania: Nie robić kłopotów i sprzedawać jak najwięcej obrazków, resztą zajmie się Leszek. Był już w Szwecji kilka razy – volkswagen to też urobek stamtąd – wie jak, co, gdzie, nas ma o nic głowa nie boleć.
Dochodami dzielimy się po równo, odliczając koszty, czyli paliwo, prom, kempingi i co tam jeszcze się okaże. Podstawę wyżywienia w formie konserw, makaronów, cebuli, i smalcu mamy ze sobą. Mnie mama zrobiła nawet klika słoików z mięsem, ale nie mówiłem, że mam je w plecaku, bo wolno tylko konserwy i Leszek mógłby mi je kazać zostawić. Powiedział wyraźnie, że nie chce mieć żadnych kłopotów na granicy, a przewozić wolno tylko konserwy.
Obrazków mamy tysiąc. Po dwieście na głowę plus dodatkowe dwie setki, gdyby poszło lepiej, niż się spodziewamy. Cena wywoławcza 90 koron, co przy kursie 2,26 daje prawie 41 złotych. Nawet jeśli odejdą koszta i tak zostaje około 15 złotych za sztukę. Jedziemy na trzy tygodnie, powinno wyjść 150 złotych dziennie. Leszek mówi, że dziesięć obrazków na dniówkę można sprzedać z łatwością. Fura kasy. Żeby się tylko sprawdziło, bo akurat sytuację mam lekko skomplikowaną i grosz potrzebny jak nigdy. Kuroniówkę odebrali mi w styczniu, ojciec dostaje 600 złotych miesięcznie, mama i siostra na naszym utrzymaniu. Myślałem o rozpoczęciu nauki w technikum, ale mija już dwa lata po zawodówce i jakoś nie mogę się zebrać. Jeśli dobrze pójdzie, odłożę część zarobku i po wakacjach wystartuję. U nas w Siedlcach ze szkołą ciężko o robotę, a bez niej nie ma szans w ogóle. Pozostaje mi tylko życzyć sobie szczęścia. Nigdy nie byłem za granicą (nawet w Warszawie jeszcze nie byłem!), więc przygoda czeka mnie zapewne miła i przyjemna. A na pewno ciekawa.
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Cuda alternatywnej medycyny
- Złota rybka
- W czym moge pomóc?
- Zdrowie w Nałęczowie
- Gen T/4M pośrednim sygnalizatorem talentu
- Wino
- Drut w spirali
- Zdrowie na budowie
- Wyborowa
- Szerokie tory
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA