Andrzej Niewinny Dobrowolski
W szkole uczą nas nie tylko, że dwa i dwa jest cztery, ale - co znacznie gorsze - że dwa i dwa nie może być pięć. Nauczono mnie na przykład, iż jajko wypuszczone z ręki nie może skierować się gdzie indziej, niż w stronę podłogi, a byłem świadkiem... zresztą proszę posłuchać:
Zwierzając się pewnemu mądremu człowiekowi z doświadczeń uzyskanych w Myszkowie, gdzie w obecności pewnej pani działy się różne dziwne rzeczy, zacząłem:
- Niech sobie pan wyobrazi - mówiłem do pana Romana Maciejewskiego, jednego ze znakomitych polskich kompozytorów, a jednocześnie mojego byłego sąsiada i guru - że widziałem rozbijające się przy mnie jajko. Pojawiło się nie wiadomo skąd i nagle rozbiło przy mojej nodze. Czy to nie fantastyczne, ba!, cudowne zjawisko?!
- A ja widziałem kiedyś - zareplikował pan Roman - a było to, pamiętam jak dziś, w trzydziestym czwartym, latem, w małej prowansalskiej wiosce, dokąd udaliśmy z kolegą do jednej prześlicznej długowłosej czarnulki z wizytą nie pozbawioną oczekiwań; no więc tam, na tej wsi zobaczyłem po raz pierwszy w życiu - bo, jak pan wie, urodziłem się w Berlinie, potem mieszkałem w Warszawie, Londynie, Paryżu, a tam wszędzie kur jak na lekarstwo - a zatem na tej właśnie prowansalskiej wsi, w stodole należącej do rodziny wspomnianej czarnulki z długimi włosami, podczas przekonywania jej o szlachetności naszych zamiarów proponując ze względu na upał pozbycie się wierzchniej odzieży - a pamiętam, że była w samej spódnicy oraz bluzce - no więc wtedy po raz pierwszy zobaczyłem kurę znoszącą jajo. Przysiadła koło snopka słomy, nadęła się, grzebień jej zbladł, oczy poczerwieniały, zasapała się lekko, postękała chwilę, wzięła głęboki oddech i...pac - wyleciało jej spod ogona jajko. Całe, nie rozbite. A w tym jajku wie pan, co było?
- Co, co?? - spytałem zaciekawiony, węsząc sensację.
- Nie uwierzy pan, jeśli sam pan nigdy czegoś podobnego nie widział. Bo w naszych czasach zdarza się, że dzieci nie wiedzą w ogóle skąd się biorą jaja, a znam nawet jedno, czteroletniego gościa z Gdańska, który zdumiał się na widok kwoki, elokwentnie komentując fakt słowami: "Nieprawdopodobne! Kura w futrze!?"
- No ale co było w tym jaju - nalegałem na ujawnienie sensacji.
- W którym? - zgubił wątek pan Roman, co osiemdziesięciosześcioletnim młodzieńcom zdarza się niestety czasami - w jakim jaju?
- W tym w prowansalskiej wiosce, w stodole u czarnulki.
- Aaaa, tak, tak, mówi pan o tej kurze, co to wystękała widziane przeze mnie po raz pierwszy nagle pojawiające się jajo. No więc, proszę pana, w tym jaju, niech pan sobie wyobrazi - choć nie wiem, czy człowiek o zdrowych zmysłach potrafiłby sobie od razu coś podobnego wymyślić - w tym jaju znajdował się zaczątek następnego jaja, w którym - jak baba w babie - następne, i następne i następne. Innymi słowy w widzianym przeze mnie jaju znajdował się... kurczak. Póki co w formie żółtka z białkiem, ale już solidnie przez koguta zapłodniony kurczak. Mała kurka, która miała znieść następne jaja zawierające w sobie następne małe kurki. Czy to nie fascynujące? Nie cudowne? Żeby z ziarna, wygrzebanych w ziemi dżdżownic i jakich tam jeszcze śmieci znajdywanych przez kurę na podwórku w prowansalskiej wiosce ni stąd, ni zowąd, nagle, bez uprzedzenia wypadło spod kurzego ogona jajo mające w sobie potencjał stworzenia milionów i miliardów dalszych kur w nieskończoność liczb i czasu?
Ale, ale, zagadałem się, a pan zdaje się miał do opowiedzenia jakąś sensację związaną z ostatnim pobytem w Polsce. O co to chodziło? Jak pan widzi, pamięć już mnie zaczyna zawodzić...
- Proszę? Sensację? A tak, tak. Zacząłem panu opowiadać o prześlicznej czarnulce, którą spotkałem w małym miasteczku koło Krakowa. Przepiękna. Ale niestety, blondyna, a ja jakoś za rudymi nie przepadam."
Zwierzając się pewnemu mądremu człowiekowi z doświadczeń uzyskanych w Myszkowie, gdzie w obecności pewnej pani działy się różne dziwne rzeczy, zacząłem:
- Niech sobie pan wyobrazi - mówiłem do pana Romana Maciejewskiego, jednego ze znakomitych polskich kompozytorów, a jednocześnie mojego byłego sąsiada i guru - że widziałem rozbijające się przy mnie jajko. Pojawiło się nie wiadomo skąd i nagle rozbiło przy mojej nodze. Czy to nie fantastyczne, ba!, cudowne zjawisko?!
- A ja widziałem kiedyś - zareplikował pan Roman - a było to, pamiętam jak dziś, w trzydziestym czwartym, latem, w małej prowansalskiej wiosce, dokąd udaliśmy z kolegą do jednej prześlicznej długowłosej czarnulki z wizytą nie pozbawioną oczekiwań; no więc tam, na tej wsi zobaczyłem po raz pierwszy w życiu - bo, jak pan wie, urodziłem się w Berlinie, potem mieszkałem w Warszawie, Londynie, Paryżu, a tam wszędzie kur jak na lekarstwo - a zatem na tej właśnie prowansalskiej wsi, w stodole należącej do rodziny wspomnianej czarnulki z długimi włosami, podczas przekonywania jej o szlachetności naszych zamiarów proponując ze względu na upał pozbycie się wierzchniej odzieży - a pamiętam, że była w samej spódnicy oraz bluzce - no więc wtedy po raz pierwszy zobaczyłem kurę znoszącą jajo. Przysiadła koło snopka słomy, nadęła się, grzebień jej zbladł, oczy poczerwieniały, zasapała się lekko, postękała chwilę, wzięła głęboki oddech i...pac - wyleciało jej spod ogona jajko. Całe, nie rozbite. A w tym jajku wie pan, co było?
- Co, co?? - spytałem zaciekawiony, węsząc sensację.
- Nie uwierzy pan, jeśli sam pan nigdy czegoś podobnego nie widział. Bo w naszych czasach zdarza się, że dzieci nie wiedzą w ogóle skąd się biorą jaja, a znam nawet jedno, czteroletniego gościa z Gdańska, który zdumiał się na widok kwoki, elokwentnie komentując fakt słowami: "Nieprawdopodobne! Kura w futrze!?"
- No ale co było w tym jaju - nalegałem na ujawnienie sensacji.
- W którym? - zgubił wątek pan Roman, co osiemdziesięciosześcioletnim młodzieńcom zdarza się niestety czasami - w jakim jaju?
- W tym w prowansalskiej wiosce, w stodole u czarnulki.
- Aaaa, tak, tak, mówi pan o tej kurze, co to wystękała widziane przeze mnie po raz pierwszy nagle pojawiające się jajo. No więc, proszę pana, w tym jaju, niech pan sobie wyobrazi - choć nie wiem, czy człowiek o zdrowych zmysłach potrafiłby sobie od razu coś podobnego wymyślić - w tym jaju znajdował się zaczątek następnego jaja, w którym - jak baba w babie - następne, i następne i następne. Innymi słowy w widzianym przeze mnie jaju znajdował się... kurczak. Póki co w formie żółtka z białkiem, ale już solidnie przez koguta zapłodniony kurczak. Mała kurka, która miała znieść następne jaja zawierające w sobie następne małe kurki. Czy to nie fascynujące? Nie cudowne? Żeby z ziarna, wygrzebanych w ziemi dżdżownic i jakich tam jeszcze śmieci znajdywanych przez kurę na podwórku w prowansalskiej wiosce ni stąd, ni zowąd, nagle, bez uprzedzenia wypadło spod kurzego ogona jajo mające w sobie potencjał stworzenia milionów i miliardów dalszych kur w nieskończoność liczb i czasu?
Ale, ale, zagadałem się, a pan zdaje się miał do opowiedzenia jakąś sensację związaną z ostatnim pobytem w Polsce. O co to chodziło? Jak pan widzi, pamięć już mnie zaczyna zawodzić...
- Proszę? Sensację? A tak, tak. Zacząłem panu opowiadać o prześlicznej czarnulce, którą spotkałem w małym miasteczku koło Krakowa. Przepiękna. Ale niestety, blondyna, a ja jakoś za rudymi nie przepadam."
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Podnośniki koszowe, usługi dźwigowe. Bydgoszcz REKLAMA
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ortopeda. Chirurgia ortopedyczna. Medycyna sportowa. Warszawa REKLAMA
- Cuda alternatywnej medycyny
- Złota rybka
- W czym moge pomóc?
- Zdrowie w Nałęczowie
- Gen T/4M pośrednim sygnalizatorem talentu
- Wino
- Drut w spirali
- Zdrowie na budowie
- Wyborowa
- Szerokie tory
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA